Oryginalna strona colobot.cba.pl umarła, gdy cba.pl przestało oferować darmowy hosting. To jest statyczny mirror, pobrany w 2018. ~krzys_h
 Polski Portal COLOBOTa - COLOBOT Polish Portal
Forum - Polski Portal COLOBOTa
Strona głównaStrona główna UżytkownicyUżytkownicy GrupyGrupy StatystykiStatystyki


Poprzedni temat «» Następny temat
Opowiadanie
Autor Wiadomość
Mrocza 


Twoja ulubiona misja: Swobodna na Ziemi
Pomógł: 4 razy
Wiek: 26
Dołączył: 29 Sie 2011
Posty: 249
Skąd: Lublin
Wysłany: 17-02-2012, 17:28   Opowiadanie

Spróbujemy trochę ożywić forum.
Miałem już okazję krytykować Simbaxa i jego FanFic. Teraz dam okazję wam.
Napisałem krótkie opowiadanie aby sprawdzić czy mam talent. :-D
Bez zbędnego przeciągania zaczynam:


Zacznę od niczego. A i owszem nie było tam nic. Lodowe pustkowie rozciągało się jak okiem sięgnąć. Tutaj trzeba nadmienić, że zbyt daleko sięgnąć nie było sposobu ponieważ mleczna zamieć przesłaniała wszystko dokoła. W polu widzenia pozostawał chyba tylko wąski szlak prowadzący gdzieś w odmęty bezkresnej bieli. Paskudny dzień jak na jakiekolwiek piesze wędrówki. Ale na końcu ścieżki wydeptanej w głębokim śniegu, na podobieństwo morza rozdzielonego na dwoje jak w Biblijnej opowieści, znajdowała się ostoja. Dosyć spora drewniana chata z nieociosanych kłód jakby niedbale zrzuconych z góry na fundament. Dach przykryty był sporą warstwą lodu, nie tak jednak wielką jak dokoła ponieważ wszelkie silniejsze podmuchy wiatru zdmuchiwały zeń ogromne masy sypkiego mocno zmrożonego białego puchu.

Okazuje się, że nie było to miejsce całkiem zapomniane. Oto jakiś wędrowiec broczył w śniegu który zdołał już odłożyć się sporą warstwą na ścieżce. Przedzierał się przez pędzący naprzeciw niemu żywioł niosący ze sobą śnieżynki wbijające się boleśnie w jego zmarznięty nos niczym setki drobniutkich igiełek.

Zostawmy go na razie w jego wysiłku i zajrzyjmy do wnętrza chaty, która w zasadzie była czymś na kształt gospody. Jako, że nie było tu żadnych okien przez które mogłoby uciekać bardzo cenne tutaj ciepełko, w pomieszczeniu panował lekki półmrok. Jedynym źródłem światła było tutaj dosyć spore ognisko pośrodku, umiejscowione na niewielkim kamiennym podwyższeniu i kilka pochodni zatkniętych na drewnianych filarach podtrzymujących ciężki od śniegu dach. W każdym niemal kącie stały jakieś ławy a przy nich niziutkie stołki na których rozsiedli się goście aby omówić jakieś swoje własne sprawy i zakosztować lokalnych trunków. W karczmie panował spokój, czasami tylko ktoś wybuchał śmiechem podczas jakiejś pogawędki zakłócając monotonny szum innych rozmów.

Nagle jednak wszyscy ucichli bo ciężkie dębowe drzwi otworzyły się z hukiem wpuszczając powiew zimnego powietrza. Pochodnie przygasły toteż można było dostrzec tylko zarys jakiejś postaci stojącej na progu. Był to oczywiście nasz podróżnik. Zrobił on zdecydowany krok naprzód i zaczął się siłować z drzwiami. Kilka chwil starcia z napierającym wiatrem wystarczyło aby porządnie zmęczyć mężczyznę. Kiedy wygrał w końcu tę przepychankę pochodnie ponownie rozbłysły i można było lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Choć i tak zauważyć można było tylko futra jakby niedźwiedzie okrywające go szczelnie od małego palca u stopy po czubek głowy. Widać było jeszcze tylko jakiś drobny worek o znanej tylko jemu zawartości i ukryty w pochwie mieczyk przypięty do pięknego ćwiekowanego paska z bawolej skóry.

Po otrząśnięciu się z resztek białego puchu nasz nieznajomy zdjął swój puchaty kaptur i ukazał swoją ciemną twarz o twardych rysach i sporą bliznę na lewym policzku. W tym momencie karczmarz natychmiast skierował się w kierunku gościa.
- Witaj Albercie! Dawno nie miałem od ciebie żadnych wieści! Nareszcie przybywasz z wizytą!
Obaj panowie wymienili porządny uścisk dłoni. Na pierwszy rzut oka widać było, że są dobrymi znajomymi.
- Może usiądziesz? Napijmy się miodu.
Karczmarz wskazał na najbliższy wolną ławę z dwoma stołkami.
- Nie na pogaduszki tutaj przychodzę a w interesach, ale oczywiście żadnym napitkiem nie pogardzę drogi Natanielu.
- Siadaj więc i opowiadaj co cię tutaj sprowadza!
Podczas gdy mniej już nieznajomy Albert usiadł przy ławie Nataniel nakazał aby przyniesiono im dzban i dwa kufle.
- Planuję wyprawę na południe i poszukuję kogoś kto mnie wspomoże.
- Po cóż to wybierasz się na południe? Ilu liczy twoja kompania? Co się z tobą działo przez te miesiące gdy się nie widzieliśmy? - zaczął zasypywać Alberta pytaniami.
- Powoli, powoli. Napijmy się najpierw.
Obaj napełnili swoje kufle i wychylili po łyku żeby przyjemniej było rozmawiać.
- Przez ostatnie trzy miesiące krążyłem po różnych osadach i zasłyszałem kilka ciekawych historii o skarbach na południu. Ma on być ukryty w pewnej świątyni.
- Zaraz, zaraz! chcesz okraść jakąś świątynię?
- A tam znowu okraść! Żadnym bogom złoto się nie przyda! Mnie to co innego! - Roześmiał się głośno Albert przełamując na chwilę ogólny szum w karczmie.
- Wiesz, że nie popieram takich rzeczy! Wziąłbyś się za jakąś porządną robotę a nie za...
Zdenerwowany Nataniel nie dokończył nawet zdania i rzucił kompanowi karcące spojrzenie. Albert nic się na to nie odezwał. Wziął tylko spory łyk swojego trunku.
- Wiedziałem przyjacielu że nie zgodzisz się od razu. Dlatego mam ze sobą coś ciekawego.
Gość naszego karczmarza sięgnął po swój worek i wyciągnął z niego jakiś zwój pergaminu. Szybko rozłożył go na stole i popatrzył na Nataniela. Skinął głową w kierunku mapy żeby ten powiedział co o tym sądzi.
Zaciekawiony mężczyzna przez dłuższą chwilę wpatrywał się w rysunki z coraz większym zapałem.
- To mapa południowo-wschodniego wybrzeża z jakąś ścieżką. Ale niby... Jak... Przez szmaragdową cieśninę? Brakuje tutaj cze...
Albert szybko zwinął jednak mapę. Dobrze wiedział, że Nataniel lubuje się w różnego rodzaju mapach i planach. Wiedział jak rozbudzić w nim ciekawość.
- To tylko ćwiartka mapy. Ale skoro nie zamierzasz mi pomóc to czas nadszedł bym już wyruszył.
Szybko dopiwszy zawartość kufla schował pergamin do worka i zarzucił go na plecy.
- Zostań! No a co z pozostałymi trzema fragmentami?
- Czyżbyś zmienił zdanie? Chcesz zostać moim przewodnikiem? Mam jeszcze jedną część mapy ale nie mogę...

Nagle rozmowę przerwały gwałtownie otwierające się drzwi. Do knajpy weszło dwóch strażników. Na ich futrach spoczywały srebrzyste stalowe napierśniki odbijające nikłe światła pochodni. Szybko zamknęli drzwi i zaczęli się rozglądać po sali. Wszyscy goście nagle umilkli.
- Wróć na zaplecze i nie przyznawaj się, że mnie znasz! - Zdecydowanie wygarnął albert do karczmarza.
- Co się dzieje?
- Nie czas na pytania! Idź!
Nataniel posłusznie wycofał się, a strażnicy najwyraźniej dobrze wiedzieli kogo szukają. Skierowali się prosto do naszego bohatera. Ten nie dał po sobie poznać zdenerwowania. Wypiął tylko pierś i nieco sztucznie się uśmiechnął.
- Jesteś oskarżony o rozbój i morderstwo! Mamy cię sprowadzić do koszar żywego lub martwego! Wolelibyśmy jednak żebyś zdechł.
Wykrzyknął jeden ze strażników bez zbędnych ceregieli. Znowu zapanowała cisza. Nataniel poddenerwowany cofnął się głębiej do magazynku na beczki. Wystawiając jedynie jedno oko za róg żeby śledzić rozwój sytuacji. Albert wiedział, że znajduje się w beznadziejnej sytuacji. Wziął wdech jakby miał zamiar coś powiedzieć, złapał za krawędź ławy i szybkim ruchem przewrócił stół w kierunku strażników jednego z nich nawet przewracając. Jego kompan zaskoczony odskoczył w bok i dobył swojego pięknego rzeźbionego miecza.
Bohater jednak nie zamierzał się tym przejmować i jednym wielkim susem przeskoczył nad poprzewracanymi stołkami. Natychmiast zaczął biec w kierunku drzwi. Kilkoma szybkimi susami znalazł się u celu jeszcze zanim strażnicy zdołali się pozbierać.Już stanął przy drzwiach, szarpnął za zasuwę i otworzył przejście ku wolności. Za nimi stał trzeci strażnik. Albert nie miał czasu nawet pomyśleć co teraz zrobić gdy ten wykonał szybkie pchnięcie przebijając go na wylot. Zakrwawione zwieńczenie miecza wystawało z pleców naszego podróżnika lekko połyskując w przygaszonym blasku z wnętrza gospody. Osunął się na kolana. Strażnik szarpnął za miecz. Albert jęknął z bólu. Ale zmarznięte ostrze nie chciało posłusznie opuścić zadanej rany. Kat oparł więc stopę o ramię ofiary i bestialsko wyrwał miecz.To był koniec marzeń o wyprawie koniec czegokolwiek. Leżąc wydał ostatnie tchnienie, ostatnia myśl przemknęła przez jego umysł: Czy było warto?
 
 
     
Simbax 
Mod


Twoja ulubiona misja: Wszystkie na Krystalii
Pomógł: 6 razy
Wiek: 22
Dołączył: 07 Sie 2009
Posty: 473
Skąd: z Leszna
Wysłany: 17-02-2012, 18:13   

W niektórych miejscach brakuje spacji, gdzieś widziałem imię napisane z małej litery, ale to szczegóły. Interpunkcję też by się przydało poprawić.

Samo opowiadanie jest dobre. Wywołuje ciekawość u czytelnika i może zaskoczyć. Coś się dzieje - nie nudzi. Będziesz to kontynuować?
_________________
http://projektsimbax.blogspot.com/ <- Taki sobie blog
 
     
Mrocza 


Twoja ulubiona misja: Swobodna na Ziemi
Pomógł: 4 razy
Wiek: 26
Dołączył: 29 Sie 2011
Posty: 249
Skąd: Lublin
Wysłany: 17-02-2012, 18:30   

Nie pisałem tego z myślą o kontynuacji. W końcu nasz bohater umiera.
Teraz napiszę chyba jeszcze jedno krótkie opowiadanie. Potem wezmę się za coś dłuższego.
 
 
     
Simbax 
Mod


Twoja ulubiona misja: Wszystkie na Krystalii
Pomógł: 6 razy
Wiek: 22
Dołączył: 07 Sie 2009
Posty: 473
Skąd: z Leszna
Wysłany: 17-02-2012, 18:43   

Myślałem, że karczmarz się zainteresuje tą podróżą. W takim razie dosyć tajemniczy tekst, nie wiadomo dlaczego strażnicy chcieli zabić głównego bohatera, ani o co mu chodziło, gdzie był, co zamierzał.

To ja tu sobie pozwolę napisać, że smażę coś większego :> Zero kucyków.
_________________
http://projektsimbax.blogspot.com/ <- Taki sobie blog
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Polski Portal COLOBOTa © 2008 - 2012